Chociaż rozmowa z nią potoczyła się tym samym torem co z jej mężem, była różna, była jak gdyby powtórzeniem tej pierwszej - na zimno. Pytała o śmierć matki, o ojca, konstatowała podobieństwo. Jednak takim tonem, jak gdyby ich zaledwie znała, a przecież tak nie było. Przez dziesięć lat, i to co najmniej, kiedy ojciec przyjeżdżał do <page nr=36> Rzymu na szereg tygodni, zabierając czasem moją matkę, nie rozstawał się z Campillimi. Wszyscy, całą czwórką, byli z sobą po imieniu. Świadczyły o tym listy, stare i nowe, i ten ostatni który przywiozłem panu Campilli od ojca: Przykry mi więc był jej chłód.. Zwłaszcza że doskonale