Sio, jego najwęższej (tej wiosny wyjątkowo wąskiej) strugi, przebiegającej koło Japonii, nie spotkałem dosłownie ani jednego pływającego śmiecia. Tym lepiej; przepadł mi wprawdzie artykuł, który zaproponowałem "Sea Frontiers", "Pacific the World's Biggest Garbage". Natychmiast dostałem pisemną akceptację tematu. W miarę jednak jak oddalałem się od kontynentu, brudów ubywało. Tak że najpierw skreśliłem słowo "największy", a potem pomysł pisania artykułu.<br> Oczywiście nadal liczę (a ściślej stwierdzam, że nie ma na co liczyć) owo dryfujące paskudztwo. Ciekawostka: gdzie powędrowały te ławice plastiku, butelek, puszek, które prześcigałem pomiędzy San Francisco i Hawajami? Część oczywiście poszła na dno, ale tylko Neptun wie, gdzie podziała się