runął w dół, ojcu władzę z rąk<br>wyszarpnął, ziemię pod nogami zgubił i zostaliśmy na jego łasce i<br>niełasce. Przekroczył granicę między cierpliwością a swobodą,<br>wyzwalając się nagle z tego bolesnego pędu wymuszonego batem, i sam<br>sobie nakazując pęd, którego bat nie byłby w mocy wymusić, a wobec<br>którego bat, najwymyślniejszy nawet, powiązany w węzły jak różaniec,<br>tracił swoje znaczenie, bo to była jedyna możliwość wolności. Gnał na<br>łeb, na szyję, na złamanie karku, na samozatracenie, lecz wolny, a<br>wyzwolonego konia nic przecież nie boli, ani bat, ani przekleństwa, ani<br>rozdarty pysk. Taki koń silniejszy jest od swojego bólu.<br> Zrozumiałem, że