w kark. Zatrząsł się cały. Siedział potem kilka minut, bo nogi miał zbyt miękkie, by ważyć się na dalszą wędrówkę. Zobaczył za to figurkę tego, który szedł w dole. Była już trochę większa. Wydało mu się dziwne, że taka jest jasna: także było coś osobliwego w kształcie głowy, a raczej nakrycia głowy tego człowieka.<br>Myliłby się, sądząc, że najgorsze ma już poza sobą. Prawdę mówiąc, nie pomyślał tego. Miał jednak nadzieję, jak się okazało, fałszywą. Dalsza droga była o wiele <page nr=181> łatwiejsza technicznie, ale martwe, rdzą chrzęszczące krzaki ustąpiły lśniącym tłustą jakby czernią, o drucianych pokłębieniach, obsypanych jak drobnym owocem tymi zgrubieniami, które