współpraca między nim a gminą układała się dobrze. Wylicza, co zrobił przez pięć lat: oczyścił ścieżki do zamku, wyremontował bramę wjazdową, połatał mur, zrobił schody, by turyści mogli zwiedzać wieżę widokową. Przełożył dach - po swojemu, nie tak jak chciał konserwator, ale jednak. Przed sądem zapewniał, że odkąd dzierżawi zamczysko, przeznaczył nań 300 tysięcy złotych. Za bezzasadne uznaje zastrzeżenia gminy, jakoby niektóre pozycje sprawozdania były nieprawidłowo zaksięgowane, ale też przyznaje, że niektóre dokumenty przysyłał z opóźnieniem i regulował rachunki po terminie. Jeśli sąd da wiarę gminie, będzie się odwoływał, bo - jak mówi - całe swe życie i życie swojej rodziny podporządkował temu miejscu