Kiedy jednak po kilkunastu minutach nie wracała, zaczęliśmy się niepokoić. Władek poczekał jeszcze jakiś czas, założył płaszcz, powiedział, że sprawdzi, co tam się stało. "Pewnie okna zabezpiecza przed kradzieżą i może potrzebować pomocy" - mówił. I wyszedł.<br>Zacząłem powoli domyślać się, co miało oznaczać dramatyczne "skrzywdzili moją córkę". Ktoś ją widocznie napadł, pobił i może chciał zgwałcić w tym wojennym rozgardiaszu. Włosy stanęły mi na głowie ze strachu i zgrozy. Ze strachu, co dalej, jakie jeszcze wiadomości ma w zanadrzu ta Kassandra, ze zgrozy, że ktoś odważył się to, co było wyłącznie moje, wyłącznie nasze, dotykać brudnymi łapami, a może jeszcze gorzej