niemu jakieś talerzyki i widelce, oczy złe i napastliwe, czyhające na każdym zakręcie rewiru, wreszcie orkiestra głucho rzępoląca gdzieś za siódmą ścianą i cała reszta "Pacyfiku" wraz z wirującymi wokoło rewirami i ludźmi - to wszystko istniało poza kręgiem jego świadomości - krąg ten zacieśniał się coraz bardziej, dusił go. Coraz częściej napastowała go rozkoszna myśl: rzucić to wszystko, wyzwolić się, wyjść na zewnątrz "Pacyfiku", a tu, na rewirze, niechby sobie Specjalny głowę urwał, a "Kucyk" biegał jak kot z pęcherzem przywiązanym do ogona. Podobno niegdyś tu jeden pikolo zrobił już tak, więc dlaczegóż by... - Myśl ta jednak miała dodatnią stronę. Romek bowiem