szarpnął i przeszedł po grzbiecie fali dwa węże w głąb cypla, nad samą zatokę. Lewitujący tu nad urwiskiem klifu <orig>urwita</> na widok Żarnego spłynął na ziemię.<br><br><gap reason="sampling"><br><br><tit>Trop</><br>- Wysoki? <br>- Wysoki. <br>- Jak ubrany? <br>- Był nagi. <br>- Włosy? <br>- Zero. <br>- Znaki szczególne? <br>- Teraz tak. <br>- Jak to było, przez lewy policzek? <br>- Aha. Takim, o, kamieniem. Zresztą nawet nie widziałem, czym walę. Ale dostał. Poczułem. Miękko weszło. Kość policzkowa, bok twarzy. Tak jakoś. <br>- Uważaj sobie! <br>- Sorry. <br>- Luis, nie słuchasz? <br>- Kto to? <br>- Sen; mów dalej. <br>- Niby co? Wrzasnął, uciekł, tyle go widziałem. <br>- Powiedział coś? <br>- No co ty, wylatuje goły z krzaków i z zębami na człowieka; to według ciebie, jak