nastawała zwykła, robocza krzątanina. Mimo zmęczenia głód zaczynał dokuczać o tej porze i chciało się przynaglić leniwe słońce do rychlejszego skłonu. Zastygłe powietrze drgnęło nieco, nadlatywały pierwsze muśnięcia gorącego wiatru. Niespodzianie wykwitły obłoki, zjawiskowe w zapiekłej suszy, ważyły się na niebie i znikły w kilka pacierzy nie przyniósłszy ni deszczu, ni ochłody. Wlókł się roboczy dzień mozolny i zwyczajny, a z takich dni splotło się ich życie.<br><br>29<br>Nucąc melodię z lat trzydziestych, niedawnych przecież, a niewyobrażalnych i dalekich, Zosia prasowała bluzkę świeżo rozdmuchanym żelazkiem, które pożyczyła od zasobnej Ukrainki. Melodia przypominała świat dziś już nierzeczywisty, jakby przepadł na zawsze i