ile razy zechcę coś zamknąć na klucz, choćby to była moja szuflada na krawatki, zawsze przedtem sprawdzę, czy nie ma w środku pana albo tej zacnej Wiktoryny.<br>Pan Hipolit dreptał na miejscu z wściekłości, nie mogąc przyjść do słowa. <br>- Więc ja to pani mówię, ja - ryknął w końcu - że ten nicpoń zwabił nas do środka, ażeby potem zamknąć. A jeżeli z niego nie wyrośnie łotrzyk, to niech pani dziękuje Bogu. Chodźcie, Marylko i Wiktoryno, noga nasza tu więcej nie postanie - i smutny orszak zniknął w mroku sadu. <br>A pani Romeyowa jeszcze stała nieruchomo, w poczuciu, że jakiś obłęd padł na jej