ze łzami w oczach. Chwilami chciałam zawrócić i uprzedzić w przedszkolu, że zostanie tam na obiad. Kilkakrotnie zastygałam w półobrocie, lecz wyraz jej twarzyczki uparty i błagający zarazem nie pozwolił mi się cofnąć. Zagryzając wargi, przełykając łzy, odmierzałam przebyte kroki. Starałam się chyba bardzo, aby nikt z mijających mnie ludzi nie domyślił się, w jakim jestem stanie. <br>Natomiast w drodze powrotnej z przedszkola płakałam już głośno. Przerażona Dorotka ciągnęła mnie malutkimi uliczkami wśród willi i ogrodów, co czyniło trasę znacznie dłuższą, ale za to w okolicy zacisznej, niemal bezludnej. <br>Moja córcia podtrzymywała mnie dzielnie, uczepiwszy się mego ramienia całym ciężarem, jak przysłowiowa kula