jeden, ten jedyny raz została w przedszkolu aż do wieczora i jadła na stołówce. Małpiszon słyszeć nie chciał. Tak mnie kokietowała, przymilała się i prosiła, nie wspominając już o próbach szantażu i buntu, że wreszcie załamałam się i obiecałam zabrać ją na obiad do domu. <br>Jak mi zeszło to przedpołudnie, nie za bardzo sobie teraz uzmysławiam. Pewnie taki codzienny kierat. Jak to ja mówię: gary, pranie, prasowanie. Niby nic, a bez efektu i końca. <br>Chociaż nie. Zaczynam sobie <orig reg="uprzytamniać">uprzytamiać</>, że właśnie wtedy przez te kilka godzin zasunęłam wyjątkowo dużo i to takich głupawych, przykrych robótek ekstra, które normalnie odwalam raz na jakiś czas