na ich przymusowy <dialect>posiad</> w Rawalpindi i trochę mi lepiej.<br>Wreszcie 17 sierpnia dzwoni (z Polski ) Kuba Alchimowicz - syn lekarza wyprawowego. Bardzo sprytnie zaczyna rozmowę od informacji, że wszyscy zdrowi, co pozwala mi nie zemdleć przy telefonie z wrażenia. Za chwilę, już na spokojnie, dowiaduję się szczegółów. Szczegóły są odrobinę nieaktualne, gdyż Kuba razem z ojcem opuścili bazę 8 sierpnia, zmuszeni przez terminy do powrotu. Niemniej to, co słyszę, wprawia mnie w zdumienie. Chłopcy, po trzech tygodniach wspinania dotarli dopiero na wysokość 5200 m n.p.m. Góra jest trudna, bez przerwy pada deszcz (sic!), z powodu niesamowitej ilości lawin schodzących