plecami o latarnię. Miał zamiar krzyknąć: "Policja", ale nie krzyknął, zdarzało mu się bowiem bywać w tych stronach.<br>Blondyn, nazwany Grzesiem, klnąc podjął z jezdni worek wypchany wiórami, zarzucił sobie na ramię i skinął na Stacha.<br>Wzięli go między siebie. Trzeba było przyśpieszyć kroku, ponieważ zamajaczyły niedaleko dwie szare sylwetki niemieckich żołnierzy. Chętnie czynili oni sprawiedliwość wedle własnego uznania.<br> Towarzysz Grzesia był to jegomość starszy, o mięsistej, porowatej twarzy. Niegdyś musiał być tęgi. Podniszczone ubranie pamiętające lepsze czasy wisiało na nim teraz jak skóra na hipopotamie.<br>Grześ odziany był niechlujnie. Kroczył ciężko, kaczym, kołyszącym się chodem, jako że miał platfus. Obydwaj