Gombrowicza jest przynajmniej tak śmieszna jak Ferdydurke. Fajerwerk końca przypomina fajerwerk początku. Cokolwiek się o niej powie, nie przestanie być przede wszystkim operetką. Wybór formy miał dla Gombrowicza najwyższe znaczenie:<br>(...) <q>Mnie zawsze zachwycała forma operetkowa, jedna z najszczęśliwszych, moim zdaniem, jakie wytworzyły się w teatrze. O ile opera jest czymś niemrawym, beznadziejnie wydanym pretensjonalności, o tyle operetka w swym boskim idiotyzmie, w niebiańskiej sklerozie, we wspaniałym uskrzydlaniu się swoim za sprawą śpiewu, tańca, gestu, maski, jest dla mnie teatrem doskonałym, doskonale teatralnym. Nic dziwnego, że w końcu dałem się skusić...<br>Ale... jak tu nadziać marionetkową pustotę operetkową istotnym dramatem? Gdyż, jak