połowie dwudziestego wieku. On by nie wiem co dał, aby móc być cierpiącym hrabią i ubrdać się na to całe nasze istnienie taką, wicie, subtelnością wyższości, co to, psia jego suka - a nie wiem już co. Jemu nie wystarcza, że on będzie but robił jako doktor<br><page nr=262><br>praw i prokurator najwyższy nieomalże sądu ostatecznego - a oto<br> wskazuje Księżnę<br>ten aniołek zatrąbi mu na swych wewnętrznych organkach.<br> KSIĘŻNA<br> do foksa, którego uspokaja Fierdusieńko<br>Teruś, fuj! I wy "fuj", Sajetanie! Taż to tak nie można - nie "lza", jak mówili słowianofilscy dowcipnisie słów nijakich. To niesmaczne i koniec. Zawsze mieliście tyle taktu, a dziś?...<br> SAJETAN