mury zakładu (a nie było to wcale tak bezpieczne, bo szły słuchy, że zbuntowały się koczownicze plemiona Bachtiarów i Kazgajów i mogą w każdej chwili uderzyć na miasto), o czym dowiedziałem się w niedzielę, gdy przechodząc obok mnie w dwuszeregu dziewcząt, Sonia szepnęła:<br>- Z poniedziałku na wtorek... obóz w lasku... nieopodal rzeki... za miastem...<br>i nic więcej już nie usłyszałem, bo panienki szły spiesznie w stronę ołtarza, zbudowanego na skrzyżowaniu alej otaczającego piętnastkę ogrodu, gdzie co drugą niedzielę nasz katecheta ksiądz Franciszek Tomasik odprawiał mszę świętą, do której tym razem służyliśmy nie my, chłopcy, ale nasze koleżanki z dawnej dwójki, nauczone