człowieka, żadnych budynków, osad, wielkich jak archipelagi miast oświetlonych tysiącami świateł, nie ma wód, oceanów, lasów, tylko bezkresny płaskowyż. Nurtuje mnie jedna myśl, ale nie potrafię jej sformułować, lękam się tego myślenia, tego jednego pytania, budzi ono moje przerażenie, w końcu muszę otwarcie to przyznać: jestem sam. Na skutek jakiegoś niepojętego wybryku białka, nieprzewidzianego w żadnym planie tej planety, jestem jedyną żywą, czującą istotą, absolutnie sam. <br>Dopiero pod koniec życia, tak mi się wydaje, że to koniec życia, oświeca mnie, doznaję iluminacji nieco spóźnionej: przecież jest pociąg, który ktoś musiał stworzyć i ktoś musi nim kierować. Z tą radosną myślą, ledwo