to umyślny efekt i nie oznacza bynajmniej, że zabrakło mi rezonu, ale po prostu nawlekam sznurowadło, co jest ważniejsze od głupich uwag Vilberta. Tymczasem pozwalam zgęszczać się atmosferze i wzniecać napięcie, aby tym efektowniej wystąpić. Vilbert oczywiście wie o tym doskonale, ale zerkając na jego twarz widzę w niej pewien niepokój pomieszany z uznaniem dla mojego chwytu. Kręci się na krzesełku, chciałby, żebym już wystąpił, drży przed nieznanym niebezpieczeństwem. Tym bardziej odczekuję jeszcze małą chwilę. Tymczasem wszyscy odkładają pośpiesznie książki, pilniki do paznokci, nożyczki i z zaciekawieniem siadają przy poręczach swoich łóżek, patrząc na nas. Ksiądz zamyka z trzaskiem brewiarz, wyjmuje