o zmierzchu okazuje się, że wpadł w kleszcze angielsko-hinduskie. Następuje najsugestywniejsza scena filmu. Zapada wieczór, na pociemniałe nagle niebo wypływa księżyc i oświetla skały i dżunglę blaskiem, w którym jest coś wspaniałego i zarazem posępnego, tragicznego - jakby sygnał wytchnienia dla skrwawionej Złotej Ziemi, zanurzającej się codziennie tak samo w nieprzeniknionym, ożywczym bezmiarze nocy. Żołnierze japońscy <page nr=36> obserwują przez szpary w matach okiennych bagnety wroga na skraju dżungli i żeby upozorować że niczego nie podejrzewają, wybiegają z chaty, tańcząc i śpiewając przy dźwiękach harfy, do pozostawionego na zewnątrz ciągnika z bronią i amunicją. Wita ich nie huk wystrzałów, lecz śpiew - głęboki, poważny