tu, na ziemi, jakieś miasteczko. Jakieś szare mury opactwa: chyba Canterbury. Już Canterbury! Do morza zaledwie trzy, cztery minuty. A Messerschmitt wciąż wyrywał co sił, na pełnej szybkości, nic go nie powstrzymywało, nikt mu drogi nie zagradzał.<br><br>Rozpacz ogarniała Karubina i nagła, niepohamowana złość. Oczy wyszły mu z orbit, straszne, nieprzytomne oczy. Miał z wrogiem porachunki, już nie tylko żołnierskie. Inne, gorsze: ludzkie. Musiał hitlerowca zniszczyć, za wszelką cenę! Za wszelką cenę zniszczyć!<br><br>Dodał gazu, odszedł jeszcze dalej w bok, wyprzedził uciekającego. Potem nagle w desperackim rozpędzie skręcił i walił - oszalała torpeda wściekłości - w stronę Messerschmitta, jak gdyby chciał z nim