raz pierwszy. Tereya ogarnął nagły lęk, że stało się coś złego w domu, pomyślał, że służący pobili się z sąsiadem Sikhiem, opowiadano mu nieraz o napadach wściekłości brodatych wojowników na samo podniesienie palca w niebo, co miało oznaczać południe, porę, kiedy od słońca głupieją, tracą głowę, rozparzoną pod kokiem włosów nietkniętych nożycami i gęsto plisowanym turbanem. Widział już trupa czerniejącego na betonie podwórza i milczący krąg postaci omotanych w prześcieradła. A rozlazły głos Pereiry długo przepraszał za śmiałość, że w pracy niepokoi saba.<br>Już chciał gniewnie przerwać roztaczanie pawiego ogona uprzejmej wymowy, kiedy dostrzegł niezwykłe skupienie na twarzy gościa, który wpatrywał