wejście pielęgniarki, ostre światło z korytarza nagle rozświetlało całą izolatkę, widziałem wówczas pośpiech cienia, niczym zwężenie źrenicy, w którą ktoś wpuszcza snop światła: cień nogi od stołu wykrzywiał się w ułamku sekundy i znikał pod kaloryferem, cień oparcia łóżka przywierał do ściany i delikatnie drżał jak przy zapalonej świecy. <br>Ciągła, nieustanna walka. Zdobywanie przestrzeni, cofanie się, oddawanie, wzajemne przenikanie, ciągły ruch. Nic, co już raz było, nie może być do końca takie samo, nic nie jest ostatecznie określone i nie można powiedzieć, że się wie, kim się jest. <br><br>Można spaść na samo dno, ale i od dna się odbić, a także