nie chorował na raka, powiedziała jednak: "Piersi nigdy nie wolno lekceważyć". Dała mi skierowania na mammografię, ultrasonografię i w końcu na biopsję. "Ma pani raka" - oznajmił mi po badaniach chirurg, kolega męża. Mąż się rozpłakał. Myślałam sobie: "To już koniec, teraz umrę". Ale chirurg mnie uspokajał, mówiąc, że guz jest niewielki i mam duże szanse, żeby go pokonać. Zebrałam w sobie wszystkie siły do walki. Gdy ważyła się decyzja, jakie leczenie powinnam wybrać, nie tylko zasięgnęłam opinii drugiego lekarza, ale odwiedziłam aż dziewięcioro specjalistów. Wszyscy lekarze mężczyźni, do których się udałam, radzili mi usunąć guzek - wówczas zostanie mi duża część piersi