spojrzeli sobie w oczy i roześmieli się, bo nie wiedzieli, co o sobie powiedzieć. <page nr=5> Przez okno pokoju wpadało anemiczne miejskie słońce i jasna smuga światła padła na bosą nogę Zygmunta - patrząc na nią, Salis myślał o rannej mgle i o tym, że słońce tutaj jest takie blade, a noga Zygmunta niezbyt czysta; zapytał zaraz, czy będzie miał gdzie pisać, na co Zygmunt wskazał mu biurko. Było ono wielkie i szerokie, z blatem pokrytym czarną ceratą, w wielu miejscach poplamioną atramentem. Stały na nim buteleczki jakieś, większe i mniejsze, trzy muszle, parę figurek z gipsu i jedna z miedzi czy brązu przedstawiająca