Ach, kaszle, kaszle...<br>- Już idę.<br>Marta rzuciła telefon; stając na progu, stanęła twarzą w twarz z matką. Róża - wysoko osadzona - patrzyła przed siebie nad miarę otwartymi oczami. W tych oczach odbijał się widok nietutejszy. Źrenice usiłowały go ogarnąć w całej jego dzikiej wielkości, rozszerzały się, rosły ciągle Marta w smudze nieziemskiego widzenia szła ścierpnięta. Uklękła... Opasała ramionami duże, ciepłe ciało, przytuliła głowę do łona, które ją wydało światu.<br>W piersi Róży szemrało źródło. Leciutki, szklisty szmer - to były właśnie fale, z niewidzialnego płynące w niewiadome, te fale, które Marta słyszała powróciwszy z kina - w piersi Róży biło źródło tych fal.<br>- Matko