pod tamten dom i żywopłot z róży, który tak pieczołowicie i starannie Jalu Kurek pielęgnował. <br>Nigdy nie pozbyłem się wyrzutów sumienia. Czytałem więc o grypie i o losach wiejskiego nauczyciela, co stanowiło, tak myślałem, jakąś formę zadośćuczynienia, w głębi duszy bowiem pragnąłem jak najszybciej ów wstydliwy dług spłacić, pozbyć się nieznośnego ciężaru, i właśnie wtedy usłyszałem stłumione okrzyki dochodzące z pokoju ojca, ktoś biegał, otwierał i zamykał drzwi, drżały szyby na werandzie jak przy długim tąpnięciu. Matka kilkakrotnie pokonywała drogę z łazienki do pokoju, trzymając w rękach mokrą kuchenną ścierkę, powtarzała, żeby zaczekał, zaraz zrobi mu zimny okład, zimne okłady są