ludzie wciąż wchodzili i wychodzili, a mnie aż kręciło się od tego w głowie. Jeden brał motek wełny, inny chciał wyszukać jedwab, jeden żądał tego, inny tamtego, a ja podziwiałam cierpliwość panny Mittmann obsługującej uprzejmie wszystkich klientów. Ale prawdziwy ścisk odczułyśmy dopiero potem, kiedy znalazłyśmy się na ulicy. Czułyśmy się niezupełnie na swoim miejscu, tak, jakbyśmy nie miały prawa iść ulicą, bo nie należymy do miasta i przytuliłyśmy się mocno do siebie. Niesamowite wrażenie zrobiły na nas miejskie dzieci, które biegały tu i tam pewne siebie, bez żenady i wgapiały się bezwstydnie w nas - ubrane w czapki i futrzane płaszcze, uszyte