do dziennikarza. Zeszliśmy na dół do pomieszczeń biurowych. Jeden pokój stał pusty. Panowie z ekipy wnosili metalową szafę i stół, ja w tym czasie czytałam dyspozycję i zapamiętywałam o co chodzi. Nakręciliśmy cztery godziny improwizacji, Andrzej zmontował pół godziny. Mówił potem o moim monologu: jakaś baba gada i gada, okropne, nigdy bym tak tego nie nakręcił, gdybym nie musiał. A musiał, bo w moim gadaniu wyjaśniały się sprawy najważniejsze.<br>Kamera zarejestrowała jeszcze jedno: jej, Agnieszki, ale także moją niezależność, poczucie wewnętrznej wolności. Chyba całe moje pokolenie jest podobne. Kiedy robiliśmy "Człowieka z marmuru", Andrzej mówił: widz musi odczuć, że jutro przyjdą tacy