bez odrobiny makijażu, liderki pielgrzymek z grubymi łydami, miłośniczki nocnych czuwań z zapuchniętymi oczyma, oazowiczki w za dużych swetrach i animatorki ruchów odnowy w rogowych okularach, nagle dostawały książkę marzeń, dostawały potwierdzenie, że lata wyrzeczeń nie były owocem jakiegoś feleru ich kobiecości, ale wynikiem zdrowego rozsądku. Rozsądku, który kazał odrzucić nowomodne bajania kwestionujące dekalog i dwadzieścia wieków tradycji chrześcijańskiej, rozsądku, który kazał zrozumieć, że nowym wcieleniem komucha jest postmodernista.<br><br>Byłem zakochany w Sławku i dostawszy niedawno wstępne "tak" z telewizji, bo jego pozycja na rynku intelektualnym została przecież potwierdzona wieloma nagrodami za najlepszy dziennikarski debiut, najlepszą książkę historyczno-literacką, za nonkonformizm