lampę pozwolisz zapalić? <br>Nie odpowiadała. Po chwili jednak szczęki poruszały się znowu gestem żucia, Róża mrugała, w świetle lampy widać było smugi smakoszowskiej radości, spływające ku szyi. <br>Marta oddychała - szczęśliwa, że udało się matkę zatrzymać. Niebawem zresztą Róża ocierała usta, odchodziła, strącając z siebie serwetkę jak liść, szumiąc suknią i nucąc. <br>Żeby przerwać zaklęcie, Marta po kilku dniach otwierała fortepian, rozkładała nuty i zaczynała ćwiczyć arie. Nie wprawki, nie gamy, tylko arie. Po jakimś kwadransie z głębi mieszkania nadciągały burzliwe kroki, drzwi rozlatywały się w dwie strony, do salonu wkraczała Róża <br>- Proszę przestać - mówiła. - Proszę nie kaleczyć moich uszu. Można sobie