przodkowie, w wysokich czarnych kapeluszach, wieszali pewnie czarownice. Rodzice z kolei chcieli, żeby Christine z wyróżnieniem skończyła dobrą uczelnię, a potem następną... - Ale w Nowym Jorku zrozumiałam, że do czegokolwiek się zabiorę, zawsze, zawsze się znajdą lepsi ode mnie. Zawsze, zawsze! - podkreśla gestem Christine, a spod kraciastej flaneli wychyla się obandażowany przegub. Anglik uważa, że Nowy Jork czy rodzice to tylko złudzenie, że winien jest zwyczajnie diabeł. Dziś Christine jest na szczęście spokojniejsza, opowiada tylko bardzo szybko i co rusz z lękiem spogląda na Anglika, jak gdyby się bała, że go nudzi, albo że to, co mówi, nie jest na poziomie