ich przeżyć z dziesięć. Ambicje rosły w długie, nie zajęte godziny, a w końcu stawały się tak nienasycone, że pani Barbara przestawała się czuć w możności zaspokojenia choćby jednej. Wtedy dziczała, kryła się przed ludźmi, nie chciała do nikogo jechać, bała się, że jak ją ludzie zobaczą w jej nędznym obecnym stanie, to się zrażą i nie zdoła ich już zjednać potem, gdy nadejdzie jej czas. Ale czy on nadejdzie? Nie nadejdzie, nie nadejdzie, życie jej zostało zmarnowane! Nie widziała dla siebie ni czasu, ni miejsca stosownego na świecie i chciała umrzeć młodo.<br>Tak bywało raz po raz, ale kiedy indziej