piętro bardziej strome. Wreszcie w jasnej kamiennej ścianie czarne, hebanowe drzwi z wielką mosiężną tablicą: Sacra Rota. Zadzwoniłem. Nic. Zadzwoniłem ponownie. Żadnego odzewu. Nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte. Nieduży hol. W niszy, za czarnym stołem, woźny porządkujący z namaszczeniem zeszyty jakichś watykańskich wydawnictw. Poza tym kilka czarnych foteli, twardych, bez obicia. Ściany nagie. Pusto i szpitalnie czysto.<br>Zakomunikowałem woźnemu, że zostałem wezwany do monsignora Rigaud. Nie odpowiadając wstał i ruszył w stronę jednego z dwu korytarzy, które rozchodziły się z holu. Nie spytał o nazwisko, o nic, więc udałem się za nim. Usłyszałem wtedy jego głos, grzeczny, ale wyraźnie niezadowolony:<br>- Pan