w dłoni w twarz mi się pochyla,<br>Zagląda pilnie i bada i waży...<br>Jedna, w swym locie nieostrożna chwila,<br>Nikły wstrząs powiek, nie ten wyraz twarzy!...<br>W głąb snu się wtulam, aż w oczach mi ciemno,<br>Dech zataiłem. Dąb szumi nade mną...</><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>KOCHANKOWIE</><br><br>Ledwo dziewczyna przyszła z daleka -<br> Dreszcz go obleciał skrzydlaty.<br>Zatrzepotała martwa powieka -<br> I z grobu wyjrzał na światy.<br><br>"Dobrze, żeś przyszła! Gniję daremnie,<br> Własnego niepewny cienia!<br>Gdziem jest, że oto - nie ma mnie we mnie?<br> Są tylko moje cierpienia.<br><br>Powiedz - schylona ponad mogiłą -<br> Śpiącemu w mogił obłędzie - <br>Gdzie się podziewa to, co mną było,<br> A nigdy mną już