przestały docierać - że jej ukochana Dzidka nie żyje - i olśniony nagłą myślą wezwałem ją w żarliwym akcie strzelistym na pomoc,<br>i w tej samej chwili wydało mi się, że jest przy mnie, skrzydlata tak samo jak ja, spieszy na ratunek,<br>i stało się: jesteśmy już na piaszczystym brzegu arłyku, siedzimy obok siebie, ona i ja, ocalony, ze zwiniętymi skrzydłami, wpatrzeni w rzednący z wolna mrok, jakby za ścianą ciemności ktoś zapalił świeczkę, a ja z uwagą wsłuchiwałem się w jej tak dobrze znajomy mi głos,<br><gap reason="sampling"><br>i babusia przerwała na chwilę, a ja, słysząc to wszystko o wujecznym dziadku Józku, Ziutku, jak