przysypiający, konie tak samo, noga za nogą aż po krawędź nocy, gdzie ciemność niczym tłuste, czarne mleko rozlewała się nad górami. We śnie wyprzęgał konie, we śnie upadał na posłanie i leżał na wznak do rana. Mężczyźni żyjący w tym baraku na końcu świata mówili, że Kościejny śpi z otwartymi oczami, że pewnie czegoś się boi. Ale to oni się bali i zamykali oczy, by nie oglądać mroku. Rano wstawali i szli na wyrąb. Kościejny zostawał i pił to, co ze sobą przywiózł. Za oknem padał deszcz. Izba była rumowiskiem przedmiotów niezbędnych do życia. Puste puszki, suche bochenki, dziurawe gumowce, próżne