spojrzeniem, gdybym tego nie wyczuł od razu, myślałbym raczej, że kieruje się jakimś sentymentem czy wręcz litością. <br>Światło przenikało przez korony drzew przy ulicy Goldhammera, załamywało się na szybie i wpadało do maleńkiej kuchni, w której Miłka pochylała się nad półmiskiem z czereśniami, oświetlało czereśnie, jakby próbowało ich skosztować, czerwień odbijała się teraz na jej twarzy, dotąd dla mnie odległej, tak jak wszystko w tym mieście, tak jak sama Miłka. Pomyślałem właśnie, że pojawienie się tych czereśni było w pewien sposób symboliczne. Nie mogła dokonać trafniejszego wyboru, tak doskonale pasowały do koloru jej ust, do pasemek koloru czereśni we włosach, jakby