w piwniczce, nie ma beczek z kiszoną kapustą, którą Nikołka Białorusin ugniatał bosymi stopami, nie ma lampki z abażurem, nie ma męża.<br>Tak bardzo chciała urodzić jeszcze córeczkę - wówczas, tam, kiedy mieli swój dom, budyneczek z pięterkiem, w którym odnajmowali cały parter, przy wąziutkiej uliczce Piaskowej, cichej bardzo. Ileż by oddała za to, gdyby mogła stanąć znów w oknie i, zerkając w sad znad żelazka, prasować Frankowi togę z fioletową wypustką, tak, by nie zostało ni zmarszczki. Dbała, żeby prezentował się godnie, gdy przemawiał, tak długo przemawiał i pięknie. Nie miała mu za złe, ilekroć zdarzało mu się bronić ubogich, których