Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
jakiś czas błąkałem się po lasku, potem cichutko wszedłem na werandę i przez oszklone drzwi zajrzałem do pokoju. Kazia spała. Kołdra była odrzucona, biała nocna koszula zsunęła się z ramienia. Jedna noga, obnażona po udo, zwisała z łóżka. Powoli zaczęło mi zasychać w gardle. Nogi drżały pode mną. Nie mogłem oderwać oczu od tego widoku. Nacisnąłem klamkę. Drzwi były zamknięte. Podszedłem pod okno i zapiałem jak kogut.

- Ach, Boże! - zawołała Kazia płaczliwym głosem. - Nie można się wyspać! Przeklęte koguty!

- Niech pani wstaje! - krzyknąłem. - Pójdziemy na plażę.

- To ty! Głupie kawały! Niech tu przyjdzie Głasza.

Zawołałem kucharkę i razem z nią wszedłem
jakiś czas błąkałem się po lasku, potem cichutko wszedłem na werandę i przez oszklone drzwi zajrzałem do pokoju. Kazia spała. Kołdra była odrzucona, biała nocna koszula zsunęła się z ramienia. Jedna noga, obnażona po udo, zwisała z łóżka. Powoli zaczęło mi zasychać w gardle. Nogi drżały pode mną. Nie mogłem oderwać oczu od tego widoku. Nacisnąłem klamkę. Drzwi były zamknięte. Podszedłem pod okno i zapiałem jak kogut.<br><br>- Ach, Boże! - zawołała Kazia płaczliwym głosem. - Nie można się wyspać! Przeklęte koguty!<br><br>- Niech pani wstaje! - krzyknąłem. - Pójdziemy na plażę.<br><br>- To ty! Głupie kawały! Niech tu przyjdzie Głasza.<br><br>Zawołałem kucharkę i razem z nią wszedłem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego