wielkiego słowa - jak w natchnieniu.<br>Mówili, a właściwie krzyczeli. Siedział przed nami i stał tłum ściśniętych ludzi. Jeśli ci z tyłu mieli coś usłyszeć, musieliśmy krzyczeć. Wajda powiedział nam wcześniej, że gdyby zdarzyła się jakaś prowokacja, petarda, gaz łzawiący, świeca dymna - mamy grać dalej. Wszystko było możliwe, a sala nie odpowiadała żadnym wymogom bezpieczeństwa. Prowadziło do niej jedno wąskie przejście. Gdyby wybuchła panika, tłum ludzi rzuciłby się do drzwi, które stanowiły centralny punkt sceny. Musieliby przejść po nas.<br>Spektakl utrwalały na video zagraniczne telewizje, potem Wajda wydostał od nich materiały i zmontował. Przedstawienie szybko stało się legendą, także za granicą; gdziekolwiek