To my, chodź. Asłan, przystojny, wysoki i barczysty, przed czterdziestką, siedzi tu, w pustych murach sali gimnastycznej, już któryś dzień z rzędu. Ludzie mówią, że on tu nocuje. Odejść nie chce. Ale teraz zrywa się na równe nogi. Nie ma słów na opisanie jego krzyku. Nieludzki to dźwięk.<br><br>Asłan braci odpycha, wybiega z ruin szkoły. Rwie włosy z głowy garściami, pięściami niebiosom wygraża. Boga przeklął. Zelżył jak psa. Jeszcze z sąsiedniej ulicy słychać jego ryk: - Marfa! Trzydziestu za każde z was zabiję! Przysięgam! Trzydziestu za każde! Dzieci im zabiję, suki ich powybijam.<br><br>Asłana znają w mieście. Czterdziestu dni nie wytrzyma. Bo