w obłok pary syczącego zjadliwie ekspresu.<br>Istvanowi zdawało się, że w ciasnym przejściu o coś zaczepił, ale zaraz poczuł, że przytrzymała go ręka.<br>- Niech się pan do nas przysiądzie - usłyszał głos mecenasa Czandry. - Kapura pan zna. Doktorze, proszę zrobić trochę miejsca... Co dla chłopca? Pan, mocną kawę, wiem.<br>- Lody - odpowiedział odruchowo, siadając z ulgą. Uścisnął chłodną, kościstą dłoń adwokata i ciepłą, mocną lekarza.<br>- Dziecko musi jeść powoli - doradzał Kapur, wydymając pełne policzki. - Łatwo o przeziębienie... Pan już wie? A ja przepowiadałem, za dużo szczęścia naraz - przewracał wyłupiastymi oczami - bogactwo, młodość, zdrowie.<br>- I miłość, miłość - podpowiadał szyderczo Czandra.<br>- Ona ma wypisane na