wspomnianym zdjęciu, był w Miedzyniu gospodarzem-outsiderem. Majątek kupiony w stanie powojennej ruiny z walącymi się, zaniedbanymi budynkami, ugorami i zapuszczonym ogrodem doprowadził (zapewne sporymi nakładami) do stanu zewnętrznego rozkwitu. Odremontowane zabudowania folwarczne, odnowiony dom, odtworzony inwentarz, uprawione pola <br>- wszystko to dźwignął z ruiny niczym scenograf wznoszący dekorację do nowej odsłony sztuki, w której tak mało miał brać udziału, a głównymi aktorami mieli być moja macocha i ja. Ze zdumieniem myślę o uległości mojej macochy wobec woli domowego demiurga. Młoda, ładna, dama udawała się oto dobrowolnie, jako moja opiekunka, pełnić rolę nowokreowanej dziedziczki, osadzonej na miedzyńskiej, może nie pustelni, ale na