jestem jego jedynym dziedzicem po wieczne czasy, i wystarczyło zamknąć oczy, a już szliśmy wśród kwitnących drzew i krzewów - jak w rozległym ogrodzie esfahańskiej piętnastki - moja mama, mój tatko, mój brat Renek, Sara i ja, niezawiedzeni w swoim marzeniu o szczęściu, bo przecież tak niewiele potrzeba: starczy nieśmiertelność - i wspaniałomyślnie ofiarowywałem ją wszystkim,<br>a tymczasem drogę zagrodziła nam burza:<br>na autobus runęła zwarta ściana piasku, pojazd nagle stanął, zasypał nas drobny pył, zrównując niemal z pustynią,<br>i przypomniała mi się rosyjska pieśń, którą śpiewał nam, Ani i mnie, jurodiwyj Griszka z bani, ksiądz Grzegorz, w tej swojej śródleśnej cerkiewce, pieśń o