porzucił w sadzie Jan,<br>ten Kochanowski, co mu łyżką<br>wystarczy stuknąć, a już wszystko<br>tańcuje, niebo się otwiera,<br>niebo niebieskich pełne piór,<br>truchleje wilk, basuje bór<br>głosem Szekspira i Homera.<br><br>Ze srebrnych, księżycowych jezior<br>delfin wysuwa ucho, jesiotr<br>słuchaniem skraca sobie pobyt.<br>A z lasu truchcik sarnich kopyt.<br>Z rybackich ognisk bucha dym,<br>skwierczy na sadle płotka żółta -<br>to w wierszach Jana tak. I w nim<br>zakotwiczona moja nuta;<br>i wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,<br>bemole wszystkie, rytm i rym,<br>i księżyc, mój ubogi kuzyn,<br>co na telegraficznych drutach<br>nocą nabija sobie guzy.<br>But zgubił. Choć jest cały światłem.<br>we łbie rozumu