zmarła na raka piersi pięć lat wcześniej. Tyle, że u ciotki guz został ujawniony bardzo późno i żadne starania nie pomogły. Dlatego 48-letnia Barbara T., kiedy minął pierwszy szok, uznała, że być może naprawdę będzie mogła mówić o szczęściu. Amputacja piersi jest wprawdzie tragedią dla kobiety, ale wybór między okaleczeniem, a życiem nie podlega dyskusji.<br><q>"Niech się dzieje, co chce, byle nie czekać"</> - zdecydowała od razu i już trzy tygodnie później jechała swoim samochodem do Warszawy. Wprawdzie w swoim mieście miała do dyspozycji kilka szpitali, ale pokutujące wciąż jeszcze przekonanie, że stolica, to jednak stolica, odnosi się także do służby