przymarzły do kaczych bajorek.<br>A jeziora Mil Trachta westchnęły i stanęły lodem. <br>Gosta odczekał jeszcze dzień, dla pewności, potem ściągnął ze strychu skrzynkę z rzemieniem do noszenia na ramieniu, w której miał rybackie przyrządy. Porządnie wypchał buty słomą, wdział kożuch, wziął piesznię, worek i pospieszył na jezioro.<br>Wiadomo, jak na okonia, to najlepiej na pierwszym lodzie.<br>Lód był mocny. Trochę się pod człowiekiem uginał, trochę trzeszczał, ale trzymał. Gosta doszedł na ploso, wybił piesznią przerębel, siadł na skrzynce, rozmotał linkę z końskiego włosia przytwierdzoną do krótkiego modrzewiowego pręta, doczepił cynową rybkę z hakiem, zapuścił do wody. Pierwszy okoń, półłokciowy, capnął przynętę