chwilę pod wspólnym natryskiem, i nie było tam nikogo prócz nas dwojga, i stanęłam na palcach, i pocałowałam go prosto w usta, i zawisłam mu na szyi, i objęłam go nogami, i przylgnęłam do niego brzuchem...<br>i wracaliśmy, trzymając się za ręce, przez brezentowy labirynt do naszego namiotu, sami, jakby okryci niewidzialnym płaszczem ukojenia, i nim stałam się na powrót chłopcem, długo jeszcze rozpamiętywałam niezwykłość tego niespodzianego zbliżenia,<br>kiedy zaś wieczorem, po kolacji, po angielsku obfitej i niesmacznej, leżeliśmy już w swoich łóżkach pod moskitierami, Albin nie bez zniecierpliwienia spytał mnie, po co zostaliśmy z Felkiem pod wspólnym natryskiem, przez chwilę