Typ tekstu: Książka
Autor: Parandowski Jan
Tytuł: Niebo w płomieniach
Rok wydania: 1988
Rok powstania: 1947
zabiegające
mu drogę ukosem, na rzeki rzucające za nim swe srebrne pętle, na miasta wyrastające
jak spod ziemi i lżył zadyszany, tłusty pejzaż, który zawsze gdzieś w końcu
potykał się i leciał na łeb w załom widnokręgu .
Razem z przestrzenią ginął czas. Na słupkach kilometrowych, jak na kreskach
i cyfrach olbrzymiej tarczy zegarowej, raz jeszcze przemijały wstecz tygodnie
spędzone z Aliną, wieczory przeżyte u Kaliny, miesiące samotnej walki, Rojek
wyzgrzytał swą godzinę ze wzruszającą uległością starego mechanizmu, który ożywiono
na chwilę, nawet Kos odezwał się z daleka jak senny kurant przed świtem. Wzniosłe
rozrzewnienie ogarnęło Teofila. Poczuł się pełny jak kłos
zabiegające <br>mu drogę ukosem, na rzeki rzucające za nim swe srebrne pętle, na miasta wyrastające <br>jak spod ziemi i lżył zadyszany, tłusty pejzaż, który zawsze gdzieś w końcu <br>potykał się i leciał na łeb w załom widnokręgu &lt;page nr=297&gt;.<br> Razem z przestrzenią ginął czas. Na słupkach kilometrowych, jak na kreskach <br>i cyfrach olbrzymiej tarczy zegarowej, raz jeszcze przemijały wstecz tygodnie <br>spędzone z Aliną, wieczory przeżyte u Kaliny, miesiące samotnej walki, Rojek <br>wyzgrzytał swą godzinę ze wzruszającą uległością starego mechanizmu, który ożywiono <br>na chwilę, nawet Kos odezwał się z daleka jak senny kurant przed świtem. Wzniosłe <br>rozrzewnienie ogarnęło Teofila. Poczuł się pełny jak kłos
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego